poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 4

Malibu, jak dla mnie bardzo ładne imię dla konia, tylko ciekawe czy koń ma taki ładny charakter jak imię... Wychodzi na to, że muszę zacząć szykować się do mojej pierwszej jazdy.
 Wróciłam do pokoju. Lucy już tam była.
- Kogo wylosowałaś?- zapytała z zupełnie innym nastawieniem.
- Ja.. Malibu. A ty?
- O proszę! Mało kto dostaje Malibu na pierwszą lekcje, tata, to znaczy pan Brain uważa, że nie każdy może na nim jeździć. Jest w pewien sposób wyjątkowy. Cała jego historia jest jakaś... tajemnicza. Może to dziwne, ale ten koń niej jest zwykłym koniem.. Ale co tam będę przynudzać, ja dostałam Blue Boy'a. Jest moim koniem, więc...
Zaciekawiło mnie to co powiedziała dziewczyna. Dlaczego akurat ja mam Malibu? I ta tajemnica... jaka tajemnica?
Milion myśli zaczęło mnie dręczyć.
- Za 40 minut mamy jazdę, szykuj się bo konia trzeba szykować.- powiedziała Lucy.
Założyłam moje nowe bryczesy, przebrałam bluzkę. Usiadłam na łóżku czekając na Lucy. Chciałam zapomnieć jak na początek mnie potraktowała, bo było widać że się stara być dla mnie miła.
- Idziemy?- zapytała po pewnym czasie.
- Idziemy- odpowiedziałam stanowczo.
  Kiedy wyszłyśmy z pokoju udałyśmy się w stronę padoku. Stamtąd miałyśmy zabrać nasze rumaki.
- Widzisz tego srokatego ogiera?- To Blue Boy- powiedziała.
Ogier bardzo mi się spodobał, jednak nie mogłam doczekać się spotkania z Malibu.
- A Malibu?- zapytałam.
Dziewczyna złapała konia za niebieski kantar i przyczepiła do niego uwiąz.
- Musisz go poszukać, dam ci podpowiedź, jak zobaczysz rudego ogiera z małą, białą plamką na środku czoła, to będzie Malibu.- powiedziała.
Na początku myślałam, że pójdzie ze mną, jednak pozory mylą...
 Szłam prosto przed siebie mijając inne konie. Nagle usłyszałam, że ktoś za mną idzie.
- Asmeen!- powiedziałam. Wydawało mi się, że klaczka ucieszyła się na mój widok. Postanowiła mi towarzyszyć w poszukiwaniu Malibu.
- No mała, może byś mi tak pomogła?- szepnęłam do konia.
Niespodziewanie zauważyłam, że to już koniec padoku. W takim razie gdzie mój ogier?
Stanęłam i zaczęłam się rozglądać. Nie miałam pojęcia gdzie znajdę tego konia. Zaczęłam się wracać, kiedy nagle usłyszałam głośne rżenie. Odwróciłam wzrok i zaczęłam iść w stronę dźwięków. Stanęłam kilka metrów od siatki oddzielającej padok. Był tam lasek. Nagle zobaczyłam w krzakach rudy ogon. Pobiegłam tam i zobaczyłam coś czego nie powinnam. Malibu leżał tam. Miał całą nogę we krwi. Nie miałam pojęcia co się stało. Musiałam jak najszybciej pobiec po pomoc. Za długo byłoby biec. Nie myślałam w tej chwili o konsekwencjach. Wsiadłam na Asmeen, na oklep.
- Ufam ci kochana, ufasz mi?- szepnęłam.
Od razu po tym dałam mocny sygnał do galopu i ruszyłam w stronę stajni. Omijałam wszystkie przeszkody. Czułam się taka wolna. To było najwspanialsze 5 minut w moim życiu.

*~*~*~*~*
Wpadłam do stajni jak oparzona. Wszyscy patrzeli na mnie zdziwieni..
- MALIBU, ON KRWAWI, MUSICIE MU POMÓC!- krzyczałam.
Wszyscy patrzeli na mnie jak na wariatkę. Nikt nie odzywał się przez kilka chwil.
- Jest biały dzień Clarie, co by mogło stać się Malibu, przecież wszystko jest tak zabezpieczone, że koniom nic by się nie stało...- powiedziała Lucy.
W tej właśnie chwili z kanapy zerwała się Katie.
- NIE SŁYSZYCIE?! MALIBU! PRZECIEŻ SOBIE TEGO NIE WYMYŚLIŁA?!- krzyknęła i zaczęła biec w stronę padoku. Pobiegłam za nią.
- GDZIE ON JEST?- krzyczała.
- Na samym końcu.. Ale wiem co zrobimy...- powiedziałam.
Od razu po wejściu na padok stała Asmeen. Pokazałam na nią mówiąc:
- Wsiadaj!
- Żartujesz? - zapytała lekko zirytowana.- Przecież to dzikus, nie wsiądziesz na nią...
Zdziwiły mnie słowa dziewczyny, ale w tej chwili nie było czasu na rozmowę. Zawołam klacz i wskoczyłam na nią.
- Mamy mało czasu, wsiadasz?- zapytałam.
- Czekaj, nie udźwignie nas- powiedziała.
Najbliżej nas stał wtedy Chipicao. Zawołała go głośnym gwizdnięciem.
- Jedź, dogonię cię..
Dałam Asmeen sygnał do galopu i ruszyłam przed siebie. Miałam nadzieję, że Kat jedzie za mną. Nie miałam zamiaru się odwracać. Starałam się nie myśleć o słowach Katie :To przecież dzikus... Nie spodziewałam się, że ten koń jest taki... Dziki....

 *~*~*~*~*~*~*

I takim oto słowem kończę spóźniony rozdział 4. Uważam, że rozdział jest trochę krótki i wszystko za szybko się dzieje ale cóż... Ogólnie to dowiedzieliście się trochę o Malibu i lepszej stronie Lucy. Ale czy zachowa ona tą jedną, lepszą stronę? ^^ W następnym rozdziale zobaczycie finish misji ratunkowej pt "Malibu". Trochę tutaj pofantazjowałam więc się nie dziwcie haha xd No wiec ogólnie jest jak jest. Teraz jestem na Malcie (wigilia), więc możecie się spodziewać szybszego rozdziału 5. Może pojawić się np. w piątek, ale nie na 100%. Przed końcem powiem wam, że życzę wam wszystkim wesołych świąt i możecie się niedługo spodziewać świątecznej notki :) Papa :**

AlvyWays :>

2 komentarze:

  1. "trochę" bardzo pofantazjowałaś. Chyba już nie ma w internetach opowiadania o koniach, gdzie nie pojawia się wzmianka o dzikim koniu, a jak główna bohaterka go pstryknięciem ujarzmi, tez nic dziwnego, norma. Poza tym, koleżanko, chcesz złożone zdania - stawiaj przecinki, one naprawdę nie gryzą. Dobra, jest wpół do pierwszej, więc powoli zbieram się do spania. Za mało Ty'a tu było, tyle powiem, dobranoc, wesołych. c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Koniowatą. Trochę przesadziłaś z tą fantazją. Jednak jeśli ciekawie się z tego wywiniesz, zmniejszając tę 'fantazję' i dawkując ją tak, by powstała ciekawa opowieść, to zapewniam, że raczej nie wyjdzie z tego kit (a teraz zapomnij, że zapewniłam- często to się po tym źle dla mnie kończy).
    Nie wiadomo czemu śmiałam się na całego czytając te dwa fragmenty: "ten koń niej jest zwykłym koniem" oraz "szykuj się bo konia trzeba szykować" ;D Na serio mam dziwne poczucie humoru.
    Pozdrawiam i też życzę Wesołych Świąt :)

    OdpowiedzUsuń