czwartek, 25 grudnia 2014

Święta święty czas tuż tuż ;D

Pierwsza gwiazdka już na niebie, wszyscy siedzą obok siebie.
Uśmiechnięci promienieją, cóż się dziwić? spójrz na niebo!
Gwiazdka jest tam roześmiana, która życzy wszystkim nam:
Zdrowia, szczęścia, dni szczęśliwych, dużo koni, dużo jazd,
abyśmy spędzili wspólnie bardzo miły, fajny czas.

W Nowym Roku, dużo śniegu, dla tych co go lubią.
Ulepimy z niego konie, co zawożą  do krainy śniegu.
A w krainie koni śnieżnobiałych masa, wszystkie
są siwe, każda, każda rasa.
Dosiądziemy z nich każdego i ruszymy w drogę,
pełną szczęścia i miłości zimową przygodę.

Teraz jednak nie czas myśleć właśnie o tym.
Dzielimy się teraz pięknym opłatkiem złotym.
Składamy sobie życzenia i myślimy o jednym:
Aby wszystkim ten rok się udał i był przyjemny.

Mama karpia już podała, ale to nie mój smak,
ja zajadam kluski z makiem tak jak mój psiak.
Może trochę zjem pierogów, wiem wypiję barszcz!
Będzie to bardzo mile spędzony czas!

~*~*~*~

Wiem tyle- poetka ze mnie nie będzie haha xd przechodząc do rzeczy życzę wam Wesołych świąt, dużo prezentów, szczęścia, miłości i wszystkiego czego sobie zapragniecie. Oczywiście dużo koni i jazd <3 A tak to gdzie spędzacie święta? I jak idą przygotowania? :D Piszcie ja czekam na wasze komentarze i jeszcze raz Wesołych świąt :)

                                                                         ~*~*~*~
MOI DRODZY! Nie wiem jak to się stało, ale ten post nie opublikował się wczoraj :( 
Korzystając z okazji możecie mi napisać jak święta i no w sumie to jeszcze się one nie skończyły więc .. :D 


AlvWays <3



poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 4

Malibu, jak dla mnie bardzo ładne imię dla konia, tylko ciekawe czy koń ma taki ładny charakter jak imię... Wychodzi na to, że muszę zacząć szykować się do mojej pierwszej jazdy.
 Wróciłam do pokoju. Lucy już tam była.
- Kogo wylosowałaś?- zapytała z zupełnie innym nastawieniem.
- Ja.. Malibu. A ty?
- O proszę! Mało kto dostaje Malibu na pierwszą lekcje, tata, to znaczy pan Brain uważa, że nie każdy może na nim jeździć. Jest w pewien sposób wyjątkowy. Cała jego historia jest jakaś... tajemnicza. Może to dziwne, ale ten koń niej jest zwykłym koniem.. Ale co tam będę przynudzać, ja dostałam Blue Boy'a. Jest moim koniem, więc...
Zaciekawiło mnie to co powiedziała dziewczyna. Dlaczego akurat ja mam Malibu? I ta tajemnica... jaka tajemnica?
Milion myśli zaczęło mnie dręczyć.
- Za 40 minut mamy jazdę, szykuj się bo konia trzeba szykować.- powiedziała Lucy.
Założyłam moje nowe bryczesy, przebrałam bluzkę. Usiadłam na łóżku czekając na Lucy. Chciałam zapomnieć jak na początek mnie potraktowała, bo było widać że się stara być dla mnie miła.
- Idziemy?- zapytała po pewnym czasie.
- Idziemy- odpowiedziałam stanowczo.
  Kiedy wyszłyśmy z pokoju udałyśmy się w stronę padoku. Stamtąd miałyśmy zabrać nasze rumaki.
- Widzisz tego srokatego ogiera?- To Blue Boy- powiedziała.
Ogier bardzo mi się spodobał, jednak nie mogłam doczekać się spotkania z Malibu.
- A Malibu?- zapytałam.
Dziewczyna złapała konia za niebieski kantar i przyczepiła do niego uwiąz.
- Musisz go poszukać, dam ci podpowiedź, jak zobaczysz rudego ogiera z małą, białą plamką na środku czoła, to będzie Malibu.- powiedziała.
Na początku myślałam, że pójdzie ze mną, jednak pozory mylą...
 Szłam prosto przed siebie mijając inne konie. Nagle usłyszałam, że ktoś za mną idzie.
- Asmeen!- powiedziałam. Wydawało mi się, że klaczka ucieszyła się na mój widok. Postanowiła mi towarzyszyć w poszukiwaniu Malibu.
- No mała, może byś mi tak pomogła?- szepnęłam do konia.
Niespodziewanie zauważyłam, że to już koniec padoku. W takim razie gdzie mój ogier?
Stanęłam i zaczęłam się rozglądać. Nie miałam pojęcia gdzie znajdę tego konia. Zaczęłam się wracać, kiedy nagle usłyszałam głośne rżenie. Odwróciłam wzrok i zaczęłam iść w stronę dźwięków. Stanęłam kilka metrów od siatki oddzielającej padok. Był tam lasek. Nagle zobaczyłam w krzakach rudy ogon. Pobiegłam tam i zobaczyłam coś czego nie powinnam. Malibu leżał tam. Miał całą nogę we krwi. Nie miałam pojęcia co się stało. Musiałam jak najszybciej pobiec po pomoc. Za długo byłoby biec. Nie myślałam w tej chwili o konsekwencjach. Wsiadłam na Asmeen, na oklep.
- Ufam ci kochana, ufasz mi?- szepnęłam.
Od razu po tym dałam mocny sygnał do galopu i ruszyłam w stronę stajni. Omijałam wszystkie przeszkody. Czułam się taka wolna. To było najwspanialsze 5 minut w moim życiu.

*~*~*~*~*
Wpadłam do stajni jak oparzona. Wszyscy patrzeli na mnie zdziwieni..
- MALIBU, ON KRWAWI, MUSICIE MU POMÓC!- krzyczałam.
Wszyscy patrzeli na mnie jak na wariatkę. Nikt nie odzywał się przez kilka chwil.
- Jest biały dzień Clarie, co by mogło stać się Malibu, przecież wszystko jest tak zabezpieczone, że koniom nic by się nie stało...- powiedziała Lucy.
W tej właśnie chwili z kanapy zerwała się Katie.
- NIE SŁYSZYCIE?! MALIBU! PRZECIEŻ SOBIE TEGO NIE WYMYŚLIŁA?!- krzyknęła i zaczęła biec w stronę padoku. Pobiegłam za nią.
- GDZIE ON JEST?- krzyczała.
- Na samym końcu.. Ale wiem co zrobimy...- powiedziałam.
Od razu po wejściu na padok stała Asmeen. Pokazałam na nią mówiąc:
- Wsiadaj!
- Żartujesz? - zapytała lekko zirytowana.- Przecież to dzikus, nie wsiądziesz na nią...
Zdziwiły mnie słowa dziewczyny, ale w tej chwili nie było czasu na rozmowę. Zawołam klacz i wskoczyłam na nią.
- Mamy mało czasu, wsiadasz?- zapytałam.
- Czekaj, nie udźwignie nas- powiedziała.
Najbliżej nas stał wtedy Chipicao. Zawołała go głośnym gwizdnięciem.
- Jedź, dogonię cię..
Dałam Asmeen sygnał do galopu i ruszyłam przed siebie. Miałam nadzieję, że Kat jedzie za mną. Nie miałam zamiaru się odwracać. Starałam się nie myśleć o słowach Katie :To przecież dzikus... Nie spodziewałam się, że ten koń jest taki... Dziki....

 *~*~*~*~*~*~*

I takim oto słowem kończę spóźniony rozdział 4. Uważam, że rozdział jest trochę krótki i wszystko za szybko się dzieje ale cóż... Ogólnie to dowiedzieliście się trochę o Malibu i lepszej stronie Lucy. Ale czy zachowa ona tą jedną, lepszą stronę? ^^ W następnym rozdziale zobaczycie finish misji ratunkowej pt "Malibu". Trochę tutaj pofantazjowałam więc się nie dziwcie haha xd No wiec ogólnie jest jak jest. Teraz jestem na Malcie (wigilia), więc możecie się spodziewać szybszego rozdziału 5. Może pojawić się np. w piątek, ale nie na 100%. Przed końcem powiem wam, że życzę wam wszystkim wesołych świąt i możecie się niedługo spodziewać świątecznej notki :) Papa :**

AlvyWays :>

niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 3

Przed mną stała wielka brama z napisem 'Akademia UnderCover'. Byłam oszołomiona.
- Idziemy?- zapytał Tylor.
Pokręciłam głową i wspólnie przekroczyliśmy bramę. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to wielka, ogromna stajnia. Dobiegały z niej różne odgłosy ludzi, jak i koni. Na prawo były dwie ujeżdżalnie, jedna większa od drugiej. Na lewo był padok. Oparłam się o płot, który zamykał padok i zaczęłam cmokać z nadzieją, że jakiś koń do mnie podejdzie. Stały tam trzy konie jedzące siano innych nie było widać. Niespodziewanie jeden z trójki podszedł i delikatnie dotknął mojej dłoni. Był przepiękny, mogę nawet powiedzie, że najpiękniejszy z koni, których do tej pory widziałam. Miał jasno izabelowatą maść i piękne, brązowe oczy. Rozpoznałam rasę- achał-tekiński. Pogłaskałam konia po miękkim poliku.
- Hej piękna- szepnęłam.
- Poznaj Asmeen- rzekł Tylor- W sumie to dziwne, bo rzadko kiedy podchodzi do nieznajomych, wychodzi na to, że cię polubiła.
Uśmiechnęłam się.
- Też cię polubiłam mała- powiedziałam z uśmiechem.
- Chodź, zaprowadzę cię do stajni i poznam z resztą- zawołam Ty.
Poszłam za nim. Zatrzymaliśmy się przy stajni. Popatrzyliśmy na siebie. Ty złapał mnie za rękę i oboje weszliśmy do środka. W środku były puste boksy, na lewo były drzwi. Weszliśmy tam i zobaczyłam nowe twarze.
- Kogo my tu mamy, jakaś twoja nowa Ty?- odezwała się jedna z dziewczyn. Miała dość długie blond włosy i niebieskie oczy.
- Zabawne Kat.- powiedział nieco zbulwersowany Tylor.- Poznajcie Clarie, jest tutaj nowa, przyjechała do akademii na wakacje.
- Jestem Katie- wyciągnęła do mnie dłoń blondynka.
- Eee, ja jestem Clar- powiedziałam nieśmiało.
- Poznaj Rebbece, Aly i Kat już znasz.- przedstawił mi ich chłopak.
Uśmiechnęłam się do wszystkich nieśmiało.
- Może pokazać ci twój pokój?- zapytał chłopak.
- Nie, Ty- przerwała Kat- Ja to zrobię, trzeba ją oswoić do towarzystwa- skończyła i puściła mu oczko. Zrobił ruch ręką, co miało oznaczać, żebym za nią szła. Wyszłyśmy ze stajni.
- A tak w ogóle to skąd jesteś Clar- zapytała pierwsza.
- Ja jestem z Amblake. Nie daleko w sumie..
- O, mam rodzinę w Amblake.- zaśmiała się dziewczyna.- Przypadł ci jakiś koń do gustu?
- Dopiero tu przyjechałam, ale Asmeen jest spoko. Wydaje się miła.
- Asmeen jest ok, masz rację.
- A jaki jest twój ulubiony koń jeśli masz?- zapytałam.
- Haha, mam tu swojego konia. Ma na imię Nestie. Taka gniadoszka, wkrótce ją poznasz. O jesteśmy!
Stanęłyśmy przed kolejnym wielkim domem. Był bardzo ładny, miał czerwony dach i kremowe ściany. Kiedy weszłyśmy do środka przed mną był przedpokój i kilka drzwi. Na każdym z nich były imiona. Pod numerem 5 znalazłam moje imię i nazwisko.
- No proszę, masz pokój z Lucy Brian. Fajna z niej dziewczyna, polubicie się.
Spojrzałam na kartkę. Różowym mazakiem było dokładnie napisane Clarie Anderson.
- A ty gdzie masz pokój?- zapytałam
Tuż obok, jestem sama, więc możesz czasami do mnie wpadać. Teraz rozpakuj się i za 20 minut mamy spotkanie z szefem. Później pierwsza lekcja, może Asmeen ci przypadnie? Spotykamy się w stajni.
Weszłam do pokoju. Był przepiękny. Ściany miały kolor brązowo- beżowy, a na nich mnóstwo medali i pucharów. Obok siebie stały dwa łóżka, a na przeciwko nich wielki telewizor. Było tam jak w niebie. Podeszłam do jednego z pucharów. Było napisane Lucy Brain, I miejsce w zawodach skokowych klasy P.
Przytargałam walizkę obok łóżka i zobaczyłam, która z szaf jest moja. Obok mnie była ogromna szafa, jak dwie moje. Otworzyłam ją i była cała zajęta. Niespodziewanie za moimi plecami usłyszałam Ekhem.. Odwróciłam się i zobaczyła za sobą dziewczynę o rudo- brązowych włosach.
- Jaa, ja jestem z tobą w pokoju, przepraszam, szukałam mojej szafy..
Dziewczyna popatrzyła na mnie.
- Widać, że nowa...- powiedziała i poszła na swoje łóżko.
- Jestem Lucy, a ty?- zapytała.
- Clarie Anderson. Przyjechałam tu na wakacje.- odpowiedziałam
- A tak w ogóle, to tu jest twoja szafa- Lucy wskazała na równie dużą szafę.
- Dzięki,

~*~*~*~*~
Kiedy rozpakowałam rzeczy, nadszedł czas na pierwsze spotkanie z całą ekipą. Wyszłam z pokoju wraz z Lucy i obie poszłyśmy do stajni. Wszyscy już tam byli. Na środku siedział starszy mężczyzna, domyśliłam się, że to ten 'szef' o którym mówiła Kat. Zajęłyśmy miejsca i zapadła cisza.
- Więc witam was serdecznie w akadmii Horselive, nazywam się Jack Brain i jestem właścicielem tej oto akademii. Wstępnie powiem, że już dzisiaj każdy z was dostanie konia, za którego będzie odpowiedzialny przez ten tydzień, po tygodniu zobaczycie co dalej. Zaraz zobaczycie na rozpisce kogo wam przydzielono. Miłej zabawy, resztę dowiecie się w swoim czasie. 
Wszyscy rozbiegli się do rozpiski. Ja poczekałam, aż się rozejdą. Zaczęłam na kartce szukać mojego imienia. Clarie Anderson- Malibu. 

~*~*~*~*~*~
No i jest rozdział 3. Teraz  już Clar poznała większość ludzi w akademii. Akcja się rozkręca. Przepraszam, że dodaję rozdział teraz, ale pisałam go wczoraj wieczorem i nie zdążyłam, Nie jest on za długi, ale jak dla mnie jest ok. Życzę miłego czytania

AlvyWays :>

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 2

Obudziły mnie najróżniejsze dźwięki z telefonu. O tak, to właśnie urok mojego budzika. Przeciągnęłam się i wyłączyłam 'skrzeczące' urządzenie. Równo za 10 minut będę wysiadać. Potem czekało mnie 10-15 minut piechoty..  Nie wiedziałam jak ja to przejdę. Po chwili pociąg z się zatrzymał i wysiadłam obłożona torbami. Nie przyjdę tego... Zerknęłam na mapkę, która powiedziała mi gdzie mam iść. Lewo, prawo, czy prosto? Oki, wyszło, że idę na lewo. Iść wcale mi się nie chciało, ale co poradzić? Później, a raczej po 5 minutach 'wleczenia' się po uliczkach postanowiłam zrobić sobie przerwę. Usiadłam na ławce i wyciągnęłam telefon. Był to czas na pogadanie z mamą. Wyciągnęłam telefon i od razu wybrałam jej numer.
<łączy> -Halo? Mama?- zapytałam jakbym nie wierzyła, że zaraz z nią porozmawiam.
-Clarie? Clar? To ty? Już jesteś na miejscu?- posypało się miliard pytań.
- Nie, muszę jeszcze dojść, można powiedzieć, że teraz mam przerwę. Co robisz?
- Sprzątam, jak podróż?
- Ehh, w sumie okej, nic ciekawego się nie zdarzyło.
- Yhym... No to może zamów sobie taksówkę jak nie chce ci się iść?- zaproponowała mama.
- W sumie to niezły pomysł, postaram się coś załatwić.
- No to ty załatwiaj, a ja idę dalej do roboty. Zadzwoń jeszcze jak będziesz na miejscu, kocham cię.
- Pa mamo, ja ciebie też.
Rozłączyłam się. Zaczęłam analizować gdzie mogę znaleźć jakąkolwiek taksówkę. Zabrałam walizkę i ruszyłam na przód w poszukiwaniu szczęścia. Mijało mnie milion samochodów, ale co dziwne, żadna taksówka. Zatrzymałam się i zaczęłam machać, aby ktoś się zatrzymał. Może jest tu jakiś uczciwy pedofil  człowiek, który zawiezie mnie pod akademie... Niespodziewanie (bo sama się tego nie spodziewałam) podjechał do mnie jakiś chłopak na motorze. Wjechał na chodnik i zdjął z głowy kask.
- Czekasz na kogoś piękna?- zapytał szarmancko.
- Emm, w sumie to tak- odpowiedziałam z lekkim rozbawieniem.
Popatrzyłam na szatyna zagryzając wargę. Przystojny był, nawet bardzo.. ALE ZARAZ, Kogoś ON MI PRZYPOMINA...
- TYLOR?!- powiedziałam nie dowierzając.
- Eee, znamy się?- zapytał.
- To ja, Clarie Anderson. Pamiętasz mnie? Chodziliśmy razem do 6-klasy i ...- przerwałam bo jego mina była dość dziwna.
- Ale ja nie nazywam się Tylor, jestem... Max- odpowiedział.
- Eeee... słucham? Ty? Ja? E, przepraszam pomyliłam cię z kimś- odpowiedziałam speszona.
Niespodziewanie chłopak podbiegł do mnie, podniósł i zaczął się głośno śmiać. Ja od razu przewidziałam jego żarty, zawsze na coś mnie nabierał.
- Wiedziałam- powiedziałam cała roześmiana.
Opuścił mnie i przytuliliśmy się bardzo mocno. Do tej pory pamiętam jak był moim najlepszym przyjacielem. Zawsze w niedziele chodziłam do niego na podwieczorek. To były czasy...
- Ale zbieg okoliczności, co słychać Clarino?- powiedział z uśmiechem.
- Nie jestem Clarina, no- zaśmiałam się- U mnie chyba dobrze, a co u ciebie, tyle się nie widzieliśmy...
- Teraz jestem tutaj w akademii, zaraz tam jadę. Zatrzymałem się bo od razu cię rozpoznałem, ty też nic się nie zmieniłaś!
Entuzjastycznie zaczęliśmy wspominać dawne czasy aż w końcu zapytałam:
- Podwiózłbyś mnie na Baker Street? Ja też się wybieram do akademii.
- Baker Street? Właśnie tam jadę, chyba razem trafiliśmy na tą samą akademię.
- Jeździsz konno?- zapytałam nie dowierzając.
- Od kąd tu trafiłem... Czekaj gdzieś tu można wypożyczyć przyczepę, włożymy tam twoje walizki, poczekaj na mnie chwilę, zaraz wrócę.
Wsiadł na motor i pojechał na prost siebie. Ja czekałam z nadzieją, że zaraz się pojawi. Byłam taka podekscytowana..
*~*~*~*  

Po kilku minutach Ty przyjechał ponownie z małą przyczepką. Włożyłam tam moje torby i usiadłam za nim na motorze. Rozpalił motor. Jak tylko ruszyliśmy moje włosy poleciały mi na twarz. Nic praktycznie nie widziałam. Kiedy jednak zobaczyłam coś, byłam oszołomiona. Wszystkie uliczki tętniły życiem. Zielone barwy nadawały krajobrazowi pięknego stylu. Było cudownie. Zaczęłam rozmyślać i przypomniało mi się moja pierwsza randka z Chrisem. Wtedy też było lato, tak piękne jak to... Zabrał mnie do parku i pocałował mnie pierwszy raz. Teraz było tak inaczej... Zaczęło się od tego jak poszliśmy do liceum.. On na początku był taki czarujący, miły... Teraz jest też okej, ale to nie to samo.. Może chodzi o naukę? Nie, nie mam do niego żadnych pretensji.

                                                                         *~*~*~* 

- Okej, to tutaj, witaj w akademii Horselive...

                                                                 *~*~*~*~*~*~*~* 
Oks, jest ten rozdział jaki jest. Ale zanim poruszę jego temat życzę wam wesołych mikołajek :D Mam nadzieję, że prezenty dopisały, bo mi bardzo :)) Święta tuż tuż. Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam święta :DD Oki tyle, wracając do rozdziału. Muszę się wam przyznać, że pisałam ten rozdział cały tydzień a jest najkrótszy ze wszystkich xd Nie mogłam się jakoś za niego zabrać, ale cóż. Teraz pod koniec mogłam się rozkręcić i w sumie jestem nawet zadowolona, b jest o mieście, Chrisie i jest Tylor, którego jeszcze zdążycie poznać :) Nie chcę się za bardzo rozpisywać więc to tyle. A WŁAŚNIE! Baaaaaaaardzo wam dziękuję, bo pod moim rozdziałem nr 1 było aż 50 wyświetleń!! Tak, jaram się bo dla mnie to bardzo dużo XD Życzę miłego czytania i wesołych mikołajek jeszcze raz :) Pozdrawia was mikołaj z mojej stajni haha ;D



AlvyWays

sobota, 22 listopada 2014

STOP RZEŹNI KONI!

Hej, dosłownie przed chwilą przyjaciółka (Aria) pokazała mi jedną rzecz, od której dostałam normalnie dreszczy. Nie będę dużo opowiadać tylko pokażę wam jeden artykuł. Jest na temat rzeźni dla koni we Włoszech.... Obejrzyjcie artykuł a po prostu dostaniecie szału że coś takiego istnieje. Podpisz petycję! Pomóżmy koniom!

http://www.otwarteklatki.pl/petycja-do-ambasady-wloch/#.VHDUs4uG9jY

Rozdział 1

Dwa dni przed obozem ...
Dzień dobiegał końca, jednak słońce ciągle dawało o sobie znaki. Sprawdzałam czy wszystko spakowałam i wychodziło na to, że tak. Nie miałam jednak 'prawdziwego' ubrania na konia. Moje stare bryczesy były już dużo za małe, ale w szafie znalazłam stare sztyblety mojej mamy. Dostała je na 17 urodziny, ale nie wkładała ich, więc były w idealnym stanie. Kilka par leginsów może zastąpić mi bryczesy, a to toczek można chyba tam wypożyczyć. Po wyczerpującej pracy, rzuciłam się na łóżko by odpocząć i oczyścić umysł od obowiązków. Wtedy zaczęłam myśleć o obozie. Czy ludzie tam mnie zaakceptują? Co jeśli będę samotna? Czy ja jeszcze pamiętam jak się jeździ? Miliardy złych myśli dręczyły mój umysł. Nagle ktoś zapukał do mojego pokoju. Nie ruszając się z łóżka krzyknęłam tylko: Wejdź mamo! Ona weszła i zamknęła za sobą drzwi.
- Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę. Myślę, że nie będzie taka cudowna jak akademia, ale również powinna ci się spodobać.- powiedziała i wyciągnęła zza siebie jakieś coś zawinięte w worek. Nigdy bym się nie spodziewała, że to czego mi brakowało samo do mnie przyjdzie. Z worka rozwinęłam przepiękne bryczesy. Miały one kolor pudrowy róż (ciemniejszy) i beżowy lej (pełny). Przez chwile nie mogłam z siebie wydusić słowa. Moje usta były otwarte. Byłam w takim szoku, że moja mama, aż tak się dla mnie poświęca. W sumie było to też dla mnie nieco podejrzane, ale w tamtej chwili nie chciałam o tym myśleć.
- Ja.. ja.. nie mogę ich przyjąć, mamo, wiem że nie stać cię na takie rzeczy dla mnie.. Oddaj je, proszę.- w głębi duszy chciałam je zatrzymać dla siebie, ale musiałam postąpić godnie dobrej córki.
- Ależ nie ma mowy!- zaczęła- Po za tym o pieniądze to ja się powinnam martwić, a nie ty, więc bierzesz je dla siebie, albo się obrażę.
Spojrzałam na mamę błagalnym wzrokiem. 
- No dobrze, ale proszę, nie wydawaj na mnie już takich pieniędzy...
- Zmieniając temat, spakowałaś się już- zapytała.
- No tak, chyba tak..- jedno ciągle nie dawało mi spokoju więc zapytałam ponownie- Mamo, nie chcę cię denerwować, ale proszę odpowiedz mi, skąd masz na to pieniądze? Wcześniej nie mogłaś mi nawet sfinansować wyjazdu szkolnego, a teraz? Kupujesz mi ciuchy, które nie kosztują na pewno mniej niż trzy stówy. Martwię się, nie miej mnie za złe...
Mama westchnęła, odwróciła wzrok i po chwili milczenia odpowiedziała:
- Może powinnam ci to wcześniej powiedzieć.. Nie dawno..- zaczęła- Nie dawno poznałam mężczyznę. Jest on z mojej pracy, ma na imię Jonh. Jest  bogaty i powiedział, że może nas wesprzeć finansowo.
- Tak bez warunków?- zdziwiłam się.
- No nie, powiedział, że będzie nam pomagał, ale za to całe wakacje muszę spędzić u niego w firmie, pracując. Pierwszym pomysłem było, aby gdzieś cię wysłać, gdzieś gdzie będziesz szczęśliwa. Kiedy usłyszałam o akademii i zobaczyłam koszty, pomyślałam, że to moje koło ratunkowe. Tam będzie ci dobrze, więc czemu nie? Kocham cię Clar i chcę dla ciebie jak najlepiej, 
Bez słów rzuciłam się mamie na szyję, przytulając ją z całych sił. Ona była dla mnie najważniejsza, nie myśląc o sobie, chciała, by mi było dobrze. Była najwspanialszą osobą jaką znam. 
Puściłam ją i szepnęłam:
- Kocham cię mamo, kocham cię bardzo,
Po tych słowach mama wstała uśmiechnięta i wyszła do kuchni, aby zrobić kolację. Jutro będzie mój ciężki dzień. Musiałam wcześniej położyć się spać. W łóżku jeszcze myślałam o tej sprawie, kim jest Jonh i dlaczego moja mama? 
Wtedy przypomniało mi się moje znalezisko.. NASZYJNIK! Wstałam po cichu i wzięłam go z kieszeni moich spodni. Pocierając palcem i szorując zmywaczem do paznokci wreszcie medalik nabrał kształtu. Przypominał małego, galopującego konia. Z tyłu znajdował się jakiś napis. Był bardzo mały i niewyraźny. Przymrużyłam oczy i zobaczyłam napis: Will i Amy Anderson 1993.
Zaraz zaraz, czy to możliwe?! Amy Anderson to przecież moja mama, a Will... Kim był Will? Mój ojciec miał na imię Jacob, więc nie mógł być to on. Co tu się dzieje... 
Nie mogłam w to uwierzyć. Rzuciłam naszyjnik na biurko i odwróciłam się na bok zamykając oczy Mam już dość tych tajemnic... Co jeszcze się wydarzy?

~*~*~*~

Rano obudziłam się sama. To dzisiaj jest ten dzień.. Chciałam zebrać się jak najszybciej, bo wiedziałam, że będę miała więcej czasu na pożegnanie z mamą. Kiedy się podniosłam wszystko było rozmazane i ledwo widziałam na oczy. Poranna toaleta obudziła mnie na tyle, abym trzeźwo myślała. Przez cały ten czas zapomniałam o jednym, która tak na prawdę jest godzina. Zerknęłam na zegarek w telefonie, była 6;30, czyli obudziłam się idealnie (o 8;00 miałam busa). Ubranie miałam naszykowane, w planach był bordowy t-shirt i krótkie, czarne spodenki. Kiedy się już ubrałam wybiegłam do kuchni.
- Jestem gotowa... Co na śniadanie?- zapytałam
- Dzisiaj jajecznica na boczku, czyli coś co lubisz, trzeba dobrze rozpocząć ten dzień.- odpowiedziała mama.
Obym i tak rozpoczęła... Usiadłam do stołu będąc jeszcze trochę zaspana. Oparłam brodę o rękę i siedziałam tak do puki mam nie wtrąciła:
- Uważaj bo gorące- i podała mi śniadanie na stół.
Para dmuchnęła mi w twarz. Odsunęłam się nieco od talerza, który był serio bardzo gorący. Wyszłam z założenia, że trochę podmucham i będzie ok. Wzięłam się do roboty. Wszystko tak pięknie pachniało, że nie chciałam myśleć o tym, że jest gorące. Zanim się obejrzałam wszystko już zjadałam, a raczej wciągnęłam jak odkurzacz. Włożyłam talerz do zmywarki poszłam znieść walizki na dół. Nie było ich dużo... Dobra jak dla mnie i tak wystarczająco za dużo. Walizka, torba, bagaż podręczy w postaci kolejnej, mniejszej torby. I tak połowę z tego nie użyję, ale cóż...
 Obie z mamą włożyłyśmy bagaż do samochodu. Teraz zostało tylko dotrzeć na dworzec na czas. Wsiadając do samochodu miałam pewne obawy, ale nie mogłam się teraz wycofać.
- No to będziesz jechała tym pociągiem całe 2 godziny- zaczęła rozmowę mama- pamiętaj, że każdego dnia masz mi pisać jak to jest fajnie! I dzwoń jak będziesz mogła, a jak wrócisz to może pójdziemy obie na jazdę do jakiejś stajni.. Będzie fajnie, pamiętaj, że jesteś moją najukochańszą, najwspanialszą i najpiękniejszą córeczką, która zawsze da sobie radę w życiu, okej?
- Okej - powiedziałam uśmiechając się przy tym.
- I jak dojedziesz na miejsce to do mnie zadzwoń i powiedz czy jest ładnie, jakie okolice, kogo poznałaś. Pamiętasz jak się jeździ konno, prawda? Na pewno prawda!
- Tak mamo, będę pamiętać o... wszystkim tym co mi powiedziałaś.
- Denerwujesz się? Bo ja tak, chyba nawet bardziej niż ty...
- Wątpię...
-A czego się boisz? Nie stresuj się, ja się nie stresuję.
Moja mama zaczynała mnie już trochę śmieszyć, bo cały czas zmieniała zdanie. Po kilkuminutowej rozmowie dotarliśmy na dworzec centralny. Mieliśmy się skierować na peron 3 gdzie miał być mój pociąg. Wysiadłyśmy i skierowałyśmy się w tamto miejsce.
Pociąg do  Blackaud odjeżdża za 10 minut!
Kiedy usłyszałyśmy ten komunikat przyspieszyłyśmy tępo. Po chwili byłyśmy już przed pociągiem. Mama weszła ze mną i pomogła mi włożyć walizki do góry.
- No to kochanie do za dwa  miesiące- powiedziała mama z łzą w oku.
- Nie płacz, będziemy miały kontakt, obiecuję- starałam się pocieszyć mamę.
- Nie płaczę, trzymaj się, pamiętaj, że jesteś najważniejsza w moim życiu i co by się nie wydarzyło zawsze będziemy razem, nawet na odległość. Kocham cię najmocniej i te dwa miesiące spłyną nam bardzo szybko jeśli będziemy obie tak myśleć. Clar jakby wydarzyło się cokolwiek złego, to przysięgam, że rzucam wszystko i jadę po ciebie, tylko mi powiedz, jasne? Do zobaczenia moja kochana, dorosła córeczko.
Po tych słowach serce mi zmiękło do maksimum i rozkleiłam się na całego. Bez słów, bez myśli, zawsze ona jest dla mnie najważniejsza.
- Muszę iść skarbie, trzymaj się.
- Pa mamo, kocham cię...
Nasze sklejone dłonie puściły się i mama odeszła powoli machając mi jeszcze, aż pociąg odjechał. Czułam się taka samotna, bez nikogo. Postanowiłam wtedy napisać do Chrisa.

Do: Chris <3
Nie chciałam ci o tym wcześniej mówić, bo nie było okazji. Wyjeżdżam do Blackaud, do akademii. Szkoda, że nie obchodziło cię to wcześniej, co najmniej tak to odebrałam. Miłych wakacji kochanie! :)

Byłam oblana łzami, tak na prawdę nie wiedziałam czemu płaczę. Może z bezsilności, ze strachu? Może to mnie przerosło? Ale bolało mnie też to że mój Chris, którego tak kocham, nie odwzajemnia moich uczuć. Złe myśli dotyczące akademii wróciły. Znowu to wszystko mnie dręczyło. Oparłam głowę delikatnie przechylając ją. Nagle poczułam wibrację. Był to sms od...

Od: Chris <3
Mogłaś mi powiedzieć... To nie jest moja wina, nie uciekaj od problemów Clar. Obchodzisz mnie i to bardzo, ale mam ważniejsze sprawy na głowie niż twoje 'odbieranie' rzeczy. Powodzenia w akademii. 

Dupek. Obchodzę go, ale ma ważniejsze sprawy na głowie. Może przesadzam? Nie ważne, w sumie akademia pozwoli mi zacząć wszystko od nowa. WSZYSTKO OD NOWA. Było tak wcześnie, ciekawe czemu jeszcze nie śpi... Zdziwiło mnie to, bo Chris zawsze dosypia godziny 12. Ale to nie było teraz najważniejsze... Za niecałe 2 godziny będę w akademii i odbędzie się moja pierwsza jazda. Otarłam łzy z policzków. Byłam gotowa na wszystko, znowu. Czasami słabość daje ci siłę, w moim przypadku często tak jest. Nastawiłam sobie budzik na za półtorej godziny. Postanowiłam się zdrzemnąć, bo nie wytrzymałabym tej presji. Smacznych snów Clar...

*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
I oto (przez niektórych) oczekiwany pierwszy rozdział. Mam też kilka informacji dla was. Rozdziały będą dodawane ok. co tydzień, najczęściej w soboty :) Wracając do rozdziału, jak widzicie Clarie jest typową nastolatką ,raz płacze raz się śmieje xd Nie no mimo wszystko ją lubię :D W tym drugim rozdziale to postaram się już wkręcić na sto procent haha. Nie wiem czemu, ale chciałam bardzo szybko skończyć ten rozdział ;o Uważam, że jest całkiem spoko, ale prolog wyszedł lepszy. Mimo wszystko tu więcej się dzieje. I chciałabym podziękować Szałwii za komentowanie i bycie aktywną na moim blogu bo to wielka przyjemność że ktoś to czyta. Do zobaczenia za niedługo papap :**

AlvyWays

sobota, 15 listopada 2014

Prolog

Życie nastolatki nie jest proste, nie wtedy, kiedy nie wiemy co tak naprawdę przed nami. Przejmujemy się rzeczami nieważnymi, bo nie wiemy co jest ważne w naszym życiu. W tym okresie uważamy, że możemy przewidzieć co nas spotka i że głupie gadanie rodziców to tylko ICH błędy z przeszłości, że teraz są inne czasy. Nie zgodzimy się z tym do puki nie przeżyjemy tego sami. Nasi rówieśnicy, sympatie... co oni o nas myślą? A raczej co my o nich myślimy? Jestem teraz nastolatką, jak chyba większość z was i również mam swoje pasje, nie jedną, jestem niezdecydowana i ciągle podciągam poprzeczkę. Jednak kiedy już poczujesz, że masz wszystko, wszytko czego chcesz i nagle to tracisz... tak nagle, bez powodu. Co czujesz? W takich chwilach trzeba zachować zimną krew i iść przed siebie- takie jest moje zdanie. Możecie się z tym nie zgadzać, dla mnie też to było niemożliwe. Każdego z nas to zaboli, od razu nie pójdzie w zapomnienie. Kochasz kogoś? Daj mu wolność, niech żyje po swojemu, skoro tego pragnie. Nie zabronisz, nic nie zrobisz. Jak kochasz to kochaj, ale nic na siłę. Tak gadam i gadam, a wy nie wiecie o co chodzi. Opowiem teraz historię, która wydarzyła się nieco wcześniej... Historia dziewczyny takiej jak my wszyscy. Jej życie jest pełne niespodziewanych historii, których być może się nie spodziewamy.. Cóż wystarczy poczekać, aż wszystko się rozkręci.. Zaczynamy ...

 ~*~*~*~

Koniec szkoły, początek wakacji.. Dla niektórych to spełnienie marzeń, można zacząć wszystko od nowa. Różne wyjazdy, za granicę do pięknych miejsc, to nie dla mnie, niestety. Gdybym mogła.. Ale są rzeczy ważne i ważniejsze i nic z tym nie zrobimy. Wtedy ja Clarie Anderson miałam taki dzień- zakończenie roku szkolnego. Uczęszczam do LO*, druga klasa. Bywa to męczące, ale jak już przychodzi koniec, to czasem mimo wszystko się tęskni. Ludzie, których uwielbiasz i nienawidzisz. Ale skończmy ten temat.
Smacznie sobie spałam kiedy nagle obudził mnie głośny dźwięk, tak to był budzik. Trzepiąc ręką po całej szafce wreszcie udało mi się trafić w mały punk "OFF". Przewróciłam się dwa razy na boki i w końcu dotarło do mnie iż dzisiaj zakończenie roku. Gwałtownym ruchem zwaliłam kołdrę na podłogę. Usiadłam na łóżku i ogarnęłam moje włosy, które kleiły mi się do twarzy. No to czas wstawać! Podniosłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Umyłam dokładnie twarz, a włosy związałam w niedokładną kitkę. Jeszcze przez chwilę przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Starałam zachować uśmiech jaki dotychczas mi towarzyszył. Zawróciłam do mojego pokoju gdzie miałam naszykowane ubrania na koniec. Ubrałam koronkową, białą sukienkę i czarne rajstopy. Do tego w planach miały być białe balerinki. Po ubraniu się rozpuściłam kitkę i dokładnie uczesałam włosy, które pod koniec związałam w warkocz. Postanowiłam zrobić sobie delikatny makijaż, więc poszłam po kosmetyczkę i przed wielkim lustrem w pokoju zaczęłam się malować. Były to tylko kreski, biały cień do oczu i kilka machnięć pędzelkiem z pudrem. Byłam mniej więcej gotowa. Zeszłam do kuchni gdzie siedziała moja mama i oglądała jakiś program kulinarny w telewizji. Zakradłam się i sięgnęłam po płatki z najbliższej szafki. Moja mama z refleksem godnym podziwu odwróciła głowę i od razu wtrąciła:
- Wiedziałam, najpierw zjesz kanapkę!- zawsze tak mówiła, kiedy będąc jeszcze małą dziewczynką podjadałam słodycze z szafek. Ja zawsze z obrażoną miną ulegałam, jakoś nie zamierzałam dyskutować, a co dopiero teraz. 
- Jakbym się nie zakradła i tak mnie usłyszysz.- powiedziałam i ruszyłam po chleb. 
Posmarowałam go masłem i nałożyłam szynkę i sałatę. Na to jeszcze plasterki ogórka. Wiedziałam, że po tym nie będę miała ochoty na nic innego. Usiadłam na kanapie obok mamy i podpatrywałam co ogląda. Niestety program właśnie się skończył. Mama zgasiła telewizor. 
- Jedz szybko bo się spóźnisz! Ciągle mam ci o tym przypominać?- powiedziała z uśmiechem.
Po zjedzeniu kanapki byłam gotowa, no jeszcze tylko zęby, które od razu umyłam. Wzięłam prezenty dla nauczycielek i żegnając się z mamą ruszyłam w stronę szkoły, nie była ona daleko. Kilka ulic i byłam na miejscu. Przed wielkim budynkiem zebrały się już tłumy. W tych tłumach zauważyłam mojego chłopaka- Chrisa. Byliśmy ze sobą od niedawna, jednak czułam, że coś z tego będzie. Jeszcze nikogo tak nie kochałam. Podbiegłam do niego i przytuliłam bardzo mocno. Był ubrany w białą koszulę z krawatem i czarne spodnie. Jak zwykle przywitał mnie z uśmiechem.
- Witaj księżniczko, czekałem na ciebie. Jak ci minęła noc?- zapytał.
Ja wpatrzona w jego uśmiech i białe zęby odpowiedziałam:
- Nie było źle, a jak u ciebie? Jeny, pomyśleć, że to już koniec... 
Nie odpowiadając złapał mnie za rękę i razem weszliśmy do hali, gdzie odbywało się zakończenie. Zajęliśmy miejsca. Czekałam jeszcze tylko na jedną osobę, moją jak dotychczas najlepszą przyjaciółkę- Melanie. Była nieśmiała, ale kiedy już się ją pozna, cudowna dziewczyna. Wszyscy już byli na miejscach, na halę przyszedł sam pan dyrektor Agnis. Popukał w mikrofon by sprawdzić działanie urządzenia. Zapadła cisza. Ta cisza nie trwała długo.. Po chwili przerwało ją uderzenie drzwi i biegnąca Melanie. Pierwszy raz w życiu się spóźniła. Z spuszczoną głową podbiegła do mnie i usiadła obok. Przytuliłyśmy się szepcząc sobie tylko cześć. Mr Agnis rozpoczął przemowę....

*~*~*~*

Kiedy dobiegł koniec wszyscy wręczyli nauczycielom prezenty i rozeszli się. Nasza trójka zatrzymała się w tym samym miejscu, przed szkołą. 
- No to już koniec- zaczęłam pierwsza- mam nadzieję że zobaczymy się w wakacje.
- Ja za tydzień wyjeżdżam to Tunezji na całe dwa miesiące, niestety, ale po wakacjach coś się zrobi- powiedziała z krzywą miną Mel.
- Ja natomiast- wtrącił Chris- Ja... Ja jadę ze starymi nad morze. Może jak wrócę to coś się wymyśli.
Uśmiech uciekł z twarzy. Wyglądało to jakby chcieli się wymigać od spotkania ze mną. Cóż, nie będę napierać. Pomyślałam i odeszłam w innym kierunku krzycząc na końcu:
- Ja już idę, spieszę się.
Kolejne samotne wakacje. Tylko ja, moje łóżko, książki i komputer. Mama nie miała wystarczająco pieniędzy żebyśmy gdzieś wyjechali. Gdyby tata żył... Ale nie miałam co narzekać, bo nigdy jakoś szczególnie się nie nudziłam. 
Szłam kolejną z ulic, aż tu nagle wpadł mi do głowy pomysł aby iść na skróty, parkiem, dawno tam nie byłam. Zawróciłam i zamiast w lewo, poszłam w prawo. Kilka kroków później zobaczyłam wokoło zieleń. Było tam tak pięknie, chyba serio dawno tam nie byłam. Wszystko tam tryskało radością, mnóstwo kwiatów, w najróżniejszych kolorach. Było idealnie. Stawiając kolejne kroki doszłam do najlepszej niespodzianki. Przede mną stała niewielka fontanna. Była do prawdy przecudowna. Mały gejzer rozpryskiwał się na wszystkie strony świata. Po jego bokach były cztery mniejsze gejzery. Podeszłam bliżej niej. W tej właśnie chwili zawiał wiatr i wszystkie krople 'rzuciły się' na mnie, przez co zaczęłam się śmiać. Nie byłam jakoś bardzo mokra, tylko trochę. Usiadłam na fontannie w bezpiecznym miejscu i włożyłam rękę do wody. Była bardzo zimna, ale jakoś nie zamierzałam jej wyciągać. Niespodziewanie straciłam równowagę i całą moją rękę 'porwała' woda. Poczułam dno. Od razu po tym, zabrałam rękę i zdałam sobie sprawę z tego, że się skaleczyłam. Spojrzałam na rękę. Nie leciała mi z niej krew. Zainteresowało mnie co takiego mnie skaleczyło, więc zajrzałam w głąb wody. Ponownie, jednak teraz delikatniej, włożyłam tam rękę. Natknęłam się na przedmiot. Od razu go wyciągnęłam. Tajemniczym czymś, które sprawiło mi ból okazał się jakiś naszyjnik. Był zardzewiały i brudny. Na średniej długości łańcuszku znajdował się jakiś medalik, jednak przez bród nie wiedziałam co to. Schowałam znalezisko do kieszeni i ruszyłam w stronę domu. Powiem, że się przedłużyło...
 Minęło kilka minut i już znajdowałam się pod domem, Weszłam jakby nigdy nic. 
- Już jestem, mamo!- krzyknęłam, zamykając drzwi. 
Nie usłyszałam odpowiedzi. Pomyślałam, że mama jest w łazience i mnie nie słyszała. Miałam rację. Po chwili zobaczyłam ją:
- Czemu tak długo?- zapytała- Martwiłam się.
- Niepotrzebnie, przedłużyło się tylko.- skłamałam. 
Mama wyciągnęła coś z kieszeni spodni i trzymała w ręce schowane z tyłu. 
- Mam coś dla ciebie...- rzekła i wręczyła mi jakieś kartki papieru. 
Bez wahania zobaczyłam co to takiego. Na nagłówku znajdował się napis : 'Akademia UnderCover zaprasza.' Wiedziałam doskonale o co chodzi. Najwspanialsza akademia konna, moim marzeniem było tam pojechać. Skoczyłam mamie na szyję i dałam wielkiego buziaka w policzek. 
- Jesteś najlepsza! Ale zaraz zaraz- przerwałam- Skąd wzięłaś pieniądze, aby mi to sfinansować?.
- To już moja sprawa kotku, a teraz przygotuj się do pakowania, obóz już za tydzień !

*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Okej, kilka słów ode mnie.:
Przepraszam, że to tak długo trwało, ale miałam mały wypadek z tekstem w tym rozdziale, wszystko co napisałam zamieniło się w jakieś znaki i nie wiedziałam jak to 'odczarować'. Na szczęście, nie wiem jakim cudem, zapisałam to sobie w innym pliku. Jak tylko go znalazłam zaczęłam kontynuacje i oto dzisiaj jest! Mam nadzieję, że wam się podoba i czekam na opinię.! Jest mi miło, że ktoś tu zagląda. Jesteście świetni, pozdrawiam was kochani :D

AlvyWays :>